Mieszkańcy są najważniejsi

0
3977
Pamiątkowy obelisk przypomina mieszkańcom Biesowa (gm. Biskupiec), że ich wieś ma długą historię

-Jeśli nie poświęci się swojego czasu, mieszkańcy także nie będą się angażować i wieś niczego nie zyska-twierdzi sołtys wsi Biesowo w gminie Biskupiec,  Janusz Radziszewski.

11 marca, jak co roku,  przypadał Dzień  Sołtysa. Sołtysi pojawili się już w średniowieczu – wyznaczani byli przez feudalnych panów, a ich głównymi obowiązkami było zbieranie czynszu i przewodniczenie ławie wiejskiej. Pełnili również rolę wiejskich sędziów. Obecnie sołtysa wybierają mieszkańcy danego sołectwa. Współcześnie do obowiązków sołtysów, oprócz reprezentowania sołectwa na zewnątrz, należy m.in. zwoływanie zebrań wiejskich, realizowanie uchwał rady gminy czy też pobieranie podatku rolnego i leśnego. Bez sołtysa, który czuje potrzeby mieszkańców wieś po prostu zamiera. Inaczej jest w Biesowie. Wieś żyje, rozwija się i kwitnie życie jej mieszkańców.

 -Jak to się stało, że został pan sołtysem i od kiedy pełni pan tę funkcję?

Janusz Radziszewski, sołtys  Biesowa w gminie Biskupiec: Po raz pierwszy zostałem sołtysem w 1999 roku i pełnię tę funkcję w sumie 12 lat,  z tym, że miałem siedmioletnią przerwę. Przed 1999 rokiem nie udzielałem się specjalnie w działalności społecznej. Pracowałem wówczas w firmie transportowej. Później zmieniłem pracę, przeszedłem do pogotowia ratunkowego w Biskupcu i dzięki temu zyskałem więcej czasu. Z ciekawości poszedłem po raz pierwszy na zebranie i tam zgłoszono moją kandydaturę na sołtysa. Wygrałem te wybory z dwoma innymi kandydatami  i tak się zaczęło.  Na początku byłem przerażony. Szybko się jednak pozbierałem i już po trzech miesiącach mieliśmy wyremontowaną część świetlicy. Tempo pracy w pierwszym roku było zabójcze. Rozpoczęliśmy remont placu przy świetlicy, dokończyliśmy remont świetlicy. Później wzięliśmy udział w konkursie na najładniejszą wieś gminy Biskupiec i zajęliśmy pierwsze miejsce.

-Skąd mieliście pieniądze na te remonty?

To były takie piękne czasy, że tak naprawdę, pieniądze nie odgrywały większej roli. Jak mieszkańcy czuli, że robimy coś fajnego, wygrywamy konkurs, zaczyna być o nas głośno w gminie, pracowali dla wsi za darmo. Ponadto przynosili własne materiały. Po pierwszym konkursie gminnym coraz więcej mieszkańców zgłaszało się do wykonywania różnych prac. W 2002 roku wzięliśmy udział w konkursie wojewódzkim „Czysta i estetyczna zagroda- estetyczna wieś”, organizowanym przez Związek Gmin Warmińsko- Mazurskich. Zajęliśmy wtedy czwarte miejsce. Chcieliśmy czegoś więcej i dlatego w następnym roku wzięliśmy udział w kolejnej edycji konkursu. Zagospodarowaliśmy wówczas plac w centrum wsi, który wyglądał niezbyt reprezentacyjnie. Ludzie wyrzucali w krzaki różnego rodzaju odpady. Zanim jednak wzięliśmy się za tę pracę, wydzierżawiliśmy na 10 lat grunt od właściciela, ponieważ był to teren prywatny. Oczywiście, Urząd Gminy musiał wyrazić na to zgodę. Plac zagospodarowaliśmy tak, że członkowie komisji chcieli zdejmować buty przed wejściem na trawę. Przyjeżdżały potem do nas różne delegacje. Nikt nie mógł uwierzyć, że na zagospodarowanie placu wieś wydała tylko… 700 złotych.  Konkurs  wygraliśmy i dostaliśmy nagrodę w wysokości 23 tysięcy złotych. Dla takiej małej wioski były to ogromne pieniądze! Dzięki nim mogliśmy kończyć kolejne remonty, opłacać wyjazdy dzieci na basen, finansować działalność świetlicy.

-Trudno uwierzyć, że wszyscy mieszkańcy tak ochoczo uczestniczyli w pracach społecznych.

Oczywiście, że nie. To byłoby zbyt piękne. Na początku angażowała się garstka ludzi, ale inni, kiedy zobaczyli, że wieś się naprawdę zmienia i pięknieje, dołączali  i było nas coraz więcej. Kiedy odbieraliśmy nagrodę na Targach Rolniczych, mieszkańcy Biesowa pojechali do Olsztyna dwoma autobusami. Było to dla nich duże przeżycie.Tam zrozumieli, czym  jest sukces wsi i , że warto było ciężko pracować, żeby móc  poczuć tę wielką dumę i radość. Zwycięska wieś może wziąć udział w tym konkursie dopiero po dwóch latach. Stanęliśmy więc po raz kolejny w szranki w 2005 roku. Postanowiliśmy wówczas oczyścić teren za kościołem. Po raz drugi odnieśliśmy zwycięstwo. Mieszkańcy wsi byli bardzo dumni. Dzwonili do nas sołtysi z sąsiednich miejscowości, przyjeżdżali przedstawiciele sołectw, żeby podpytać, jak się wygrywa tego typu konkurs. Mogę powiedzieć, że wiele nauczyliśmy  wieś Babiak z gminy Lidzbark Warmiński. Uczyli się od nas i też dwukrotnie wygrali konkurs. Po raz ostatni wzięliśmy udział w konkursie w 2007 roku. Wybudowaliśmy wtedy amfiteatr, kamienny most i boiska. Zajęliśmy drugie miejsce. Nagrodą było 15 tysięcy złotych. Potem zmieniono warunki konkursu i już nie mogliśmy więcej wziąć w nim udziału.

-Jakie są Pańskie relacje z mieszkańcami Biesowa? 

Sołtys stoi na czele rady sołeckiej i jest łącznikiem między mieszkańcami wsi, a samorządem gminy. Bardzo poważnie traktuję współpracę z radą sołecką, chociaż ma ona tylko głos doradczy. Nigdy sam  nie podejmuję ważnych decyzji. Uważam, że moje relacje z mieszkańcami są bardzo dobre. Każdy ma mój numer telefonu. Ludzie są otwarci. Jeśli mają jakiś problem, kontaktują się ze mną bez żadnych zahamowań. Przychodzą do mnie bardzo często także z prywatnymi problemami, np., gdy nie mogą poradzić sobie z załatwieniem swoich spraw w różnych instytucjach. Oczywiście, jak w każdej społeczności, są też tacy, którzy mają swoje własne zdanie w różnych sprawach i pozostają w opozycji do moich działań.  Mimo to uważam, że Biesowo jest wyjątkową wsią. Mieszkam tu już od 33 lat i nie pamiętam większych konfliktów między sąsiadami. Nie mieliśmy problemów z godzeniem zwaśnionych rodzin. Myślę, że dlatego udało nam się tyle osiągnąć. Nie mamy też rodzin, które zmagałyby się z wyjątkowo dotkliwą biedą.

-Udział w konkursach, to jedno, ale są sprawy bardziej przyziemne, które na co dzień są nie mniej ważne, a może nawet ważniejsze.

W ciągu kilku lat zbudowaliśmy kanalizację, mamy oczyszczalnię kontenerową. Urząd Gminy uzyskał na tę inwestycję dofinansowanie z Unii Europejskiej i dał wkład własny. Dzięki temu  podniósł się komfort życia w Biesowie. Naszym marzeniem jest budowa drogi wewnętrznej. Mamy już przygotowany projekt. Gmina będzie się starać o dofinansowanie inwestycji. Czekamy też na odpowiedź z Urzędu Marszałkowskiego w sprawie wniosku o budowę placu zabaw, którego, jako jedna z nielicznych wsi, do tej pory nie mamy. Na początku mojego „urzędowania”   mieliśmy poważny problem, bo sprzedano naszą plażę i nie mieliśmy dostępu do jeziora. Udało mi się  podpisać porozumienie z właścicielem gruntu i została wytyczona działka na plażę dla mieszkańców Biesowa, z której mogli bezpłatnie korzystać. Teraz zmienił się właściciel, ale zapis obowiązuje nadal.

Nasze sołectwo przez lata organizowało kilka imprez cyklicznych- np. turniej piłkarskich piątek Biesowo Cup. Brało w niej udział ok. 70-ciu drużyn z całego powiatu olsztyńskiego i nie tylko. Reprezentowali różne grupy wiekowe, od juniorów do oldboy’ów. Imprezę tę organizowaliśmy przez kilka lat. Prowadziliśmy wtedy specjalną stronę internetową, którą przez trzy lata odwiedziło ponad 120 tysięcy osób. To było też takie okno do naszego świata dla osób, które wyjechały z Biesowa, najczęściej do Niemiec i mogły dowiedzieć się, co dzieje się w ich rodzinnych stronach.

Janusz Radziszewski, sołtys wsi Biesowo w gminie Biskupiec
Janusz Radziszewski, sołtys wsi Biesowo w gminie Biskupiec

Ale obecnie Biesowo znane jest daleko z imprezy kulinarnej. Jakie były jej początki?

Tradycyjnie organizujemy takie  imprezy jak Dni Rodziny, Dzień Dziecka, bale karnawałowe dla dorosłych i dzieci, Choinki.  Naszym ukochanym „dzieckiem” jest Warmińska Uczta Pierogowa. Wszystko zaczęło się w 2006 roku. Na początku impreza miała być organizowana tylko dla parafii Biesowo.  Przyjechało tylu ludzi, że pierogów wystarczyło tylko przez półtorej godziny. W następnym roku przygotowaliśmy dwa razy więcej, chyba 8 tysięcy,  pierogów. Po około dwóch godzinach wszystkie zniknęły. W następnym roku ulepiliśmy 16 tysięcy pierogów. Byliśmy przekonani, że tym razem nakarmimy wszystkich chętnych, ale pierogów wystarczyło tylko na 2,5 godziny. W ubiegłym roku, podczas X edycji imprezy, sprzedaliśmy… 48 tysięcy pierogów. Ludzie z terenu całej Polski dzwonią do mnie , czy w tym roku będzie  planują terminy urlopów. Oczywiście mamy ogromną pomoc ze strony  Urzędu Miejskiego w Biskupcu. Pierwsze edycje uczty pierogowej robiliśmy sami. Potem, kiedy impreza się rozrosła, Urząd i Centrum  Kultury same zaproponowały pomoc.  W tym roku jesteśmy świeżo po imprezie choinkowej, wcześniej był bal karnawałowy dla dorosłych, dzisiaj mamy spotkanie, zorganizowane z okazji Dnia Kobiet. Przyjdzie 40 pań.

-Jak Pan myśli, dlaczego właśnie Panu udało się zmobilizować mieszkańców do pracy na rzecz swojej wsi?

Mam działanie we krwi. Mój tata pracował w Urzędzie Gminy, był Komendantem OSP, prezesem SKR-u. Jeżeli chodzi o mnie, od najmłodszych lat lubiłem sprawdzać się jako organizator w swoich rodzinnych stronach. Przyjechałem na Warmię w latach 70-tych z okolic Makowa Mazowieckiego.  Moja żona również pochodzi z Mazowsza. Przyjechała do Czerwonki, bo dostała tu pracę w przedszkolu. Teraz jest nauczycielką w szkole podstawowej. Poznaliśmy się w Olsztynie, postanowiliśmy się pobrać, a żona otrzymała w Biesowie mieszkanie służbowe. To był 1983 rok.

Chcę wyraźnie zaznaczyć, że na sukces Biesowa zapracowali sobie przede wszystkim sami jego mieszkańcy. Bez ich aktywności i zaangażowania niczego bym nie zdziałał. Dzięki wizerunkowi, jaki  wyrobiła sobie  wieś, odniosłem swoje osobiste sukcesy- wygrałem plebiscyt na sołtysa roku, zostałem laureatem ogólnopolskiego konkursu Sołtys RP w 2006 roku. Odbierałem nagrodę w parlamencie i było to duże przeżycie. W tajemnicy przede mną mieszkańcy Biesowa, przy konspiracyjnej współpracy mojej żony, zorganizowali mój Benefis. Była to przepiękna impreza. Popłakałem się wtedy jak bóbr. Jestem również laureatem nagrody , przyznawanej przez Marszałka Województwa Warmińsko Mazurskiego  Najlepsi z najlepszych za promowanie Warmii i budowanie jej pozytywnego wizerunku.

Na prośbę mieszkańców stanąłem ponownie do wyborów w 2014 roku. W międzyczasie zostałem także radnym powiatowym, a żona była przez wiele lat radną gminy. To, że z takiej małej wioski pochodziło dwóch radnych dowodzi, że  mieszkańcy chcieli mieć silną reprezentację w gminie, aby ich problemy były jak najlepiej słyszane i rozumiane. Będąc radnym powiatowym staram się pomagać nie tylko własnej wiosce. Bardzo to lubię. Muszę być w ciągłym działaniu. Nie ma dla mnie złej pory, żeby się spotkać i wysłuchać ludzkich problemów.

-Czy rola i funkcja sołtysa przez te wszystkie lata zmieniła się w jakiś sposób?

Na pewno zmieniły się zadania. Kiedy zaczynałem, w czasach mojej pierwszej kadencji, do moich obowiązków należało wydawanie świadectwa pochodzenia zwierząt, bieganie po oborach i kolczykowanie zwierząt. Dzisiaj mam o wiele mniej pracy papierkowej. Więcej czasu można poświęcić wsi. Problem polega na tym, że pracuję teraz w Stowarzyszeniu Na Rzecz Osób Niepełnosprawnych od godziny 6.00 do 18.00 z małą przerwą w południe. Niewiele zostaje mi czasu dla mieszkańców Biesowa, ale mam wspaniałą radę sołecką. W radzie pracują , poza mną, cztery osoby. Jeśli potrzebuję ich pomocy, dzwonię i nie ma problemu. Z administracyjnych zadań sołtysa pozostał obowiązek rozpowszechniania zarządzeń Urzędu Gminy i zwoływania zebrań.

-Jak jest z frekwencją na takich zebraniach?

Kiedyś, kiedy byliśmy „na topie” na zebraniach bywało zawsze do pięćdziesięciu osób. Później  przychodziło po kilkanaście, natomiast na ostatnich dwóch zebraniach znowu było po pięćdziesięciu mieszkańców. Nie muszą przychodzić wszyscy, ale byłoby dobrze, gdyby był reprezentowany każdy dom. Na  zebraniach ich uczestnicy podpisują listę obecności i sporządzany jest protokół. Jeśli ktoś nie przyjdzie, staramy się przekazać informacje w inny sposób. Zadaniem sołtysa jest też wspieranie mieszkańców w załatwianiu różnych spraw. Przede wszystkim jednak ma on obowiązek dbania o estetykę wsi.  W sezonie letnim trzeba wykosić trawę, odmalować płoty. Poza tym sołtys roznosi nakazy płatnicze. Samych wpłat podatków mieszkańcy dokonują w większości przez Internet. Roznoszenie nakazów płatniczych ma tę dobrą stronę, że mam bezpośredni kontakt z ludźmi, mogę z nimi porozmawiać, dowiedzieć się, czego ode mnie oczekują.

-Czy sołtysowi potrzebne są większe możliwości działania?

Jest taka jedna sprawa, z którą nie mogę się pogodzić. Podczas Warmińskich Uczt Pierogowych organizowaliśmy loterie, dzięki którym zarabialiśmy niewielkie pieniądze. Wszystkie były  przeznaczone dla dobra ogółu, dla sołectwa. Traktowanie  takiej loterii jako hazard, to jakieś nieporozumienie i porażka. Niestety, takie jest prawo i trzeba się było do niego dostosować. Mieliśmy z tym problem, ale podpisaliśmy porozumienie z Urzędem Celnym i nikt nie został ukarany. Wiemy już, co nam wolno, a czego nie i nasze Uczty organizujemy teraz profesjonalnie. Z loterii musieliśmy zrezygnować.

-Czy uważa Pan w takim razie, że brakuje szkoleń dla ludzi, którzy są aktywni i chcą coś robić, ale nie do końca orientują się w obowiązującym prawie? Był Pan kiedyś na takim szkoleniu?

Nie. Wiadomo, że nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania, ale my, społecznicy, nie mamy czasu, żeby na bieżąco śledzić zmieniające się przepisy. Trzeba by zatrudnić w sołectwie radcę prawnego, a to chyba nie jest możliwe.

– Czy sołtys we wsi jest nadal potrzebny?

Wydaje mi się, że musi być ktoś taki, kto jest animatorem życia we wsi. W drodze do sklepu czy kościoła spotykamy się i rozmawiamy, co przydałoby się zrobić dla mieszkańców. Nikt jednak nie pojedzie sam do Urzędu, żeby o tym porozmawiać na przykład z burmistrzem. Kiedy ludzie mają jakiś problem, nie dzwonią do sąsiada, tylko do sołtysa, którego wybrali, bo mają do niego zaufanie. Myślę, że funkcja sołtysa jest potrzebna i przetrwa jeszcze długie lata.

-Sołectwo ma na  najbliższy okres jakieś plany?

Tak, jak już mówiłem, staramy się o budowę drogi wewnętrznej i placu zabaw. Na przyszły rok planujemy też budowę boisk. Te , które istniały do tej pory, funkcjonowały na prywatnym gruncie.  Właściciel sprzedał ziemię, musieliśmy więc zabrać stamtąd cały sprzęt i nie mamy w tej chwili boisk dla dzieci. Zabezpieczyliśmy grunt gminny, na którym mogą powstać dwa boiska. Myślimy nad utworzeniem strony internetowej i mamy nawet osobę, która mogłaby się tym zająć. Dzisiaj prawie każdy ma Internet w domu. Nawet zorganizowanie zebrania stałoby się łatwiejsze. Mając taką imprezę jak  Warmińska Uczta Pierogowa musimy też zadbać o promocję.

Co poradziłby Pan młodym ludziom, którzy chcieliby się sprawdzić, jako liderzy w swoich środowiskach, a nie mają doświadczenia?

Zdarzyło się już kilkakrotnie, że nowo wybrani sołtysi dzwonili do mnie z prośbą o udzielenie rad w konkretnych sprawach. Wtedy spotykamy się u mnie, albo ja ich odwiedzam. Tłumaczę młodym sołtysom, co mogą zdziałać, gdzie szukać wsparcia, udostępniam ważne numery telefonów. Kandydatowi na sołtysa radziłbym, żeby zastanowił się, czy dysponuje wolnym czasem. Jeśli nie, niech lepiej da sobie spokój. Kandydowanie tylko po to, żeby zostać sołtysem, nie ma żadnego sensu. Jeśli nie poświęci się swojego czasu, mieszkańcy także nie będą się angażować i wieś niczego nie zyska.

Dariusz Gołębiowski

Wsp.(bok)

BRAK KOMENTARZY