Polskie Stronnictwo Ludowe – w centrum polityki

0
1498
Władysław Kosiniak- Kamysz, Prezes PSL z rozmówcami przed posiedzeniem zarządu w Olsztynie

Ostatni Zarząd Wojewódzki PSL w Olsztynie był przygotowaniem do zbliżających się wyborów samorządowych i miał szczególny wydźwięk, bo gościł na nim szef partii. Mimo nawału pracy i obowiązków udało nam się zapytać Władysława Kosiniak–Kamysza, Prezesa PSL-u o sprawy, które są ważne dla nas wszystkich w kontekście ostatnich wydarzeń w kraju i Europie

Wiadomości Gazeta Warmińska: Jakie aktualne problemy społeczne w Polsce w tej chwili najbardziej Pana zajmują?

Władysław Kosiniak- Kamysz, poseł na Sejm VIII kadencji, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego:

-Myślę, że największym problemem są zmiany demograficzne, następujące w wyniku starzenia się społeczeństwa. Od momentu przemian demokratycznych w Polsce żyjemy średnio o 10 lat dłużej. To dobra informacja dla każdego człowieka i państwa, ale jest to też wielkie wyzwanie z punktu widzenia zabezpieczenia społecznego, zagwarantowania ludziom starszym godnego życia, partycypacji społecznej i możliwości funkcjonowania po zakończeniu aktywności zawodowej. Wydaje się, że dzisiaj, po wszystkich dokonaniach w dziedzinie wsparcia rodziny, począwszy od urlopów rodzicielskich, kończąc na 500+,  przyszedł czas pomyśleć bardziej o seniorach. My już w 2012 roku nakreślaliśmy długoletnią politykę senioralną. Mam obawy, czy w tej chwili kładzie się na to odpowiedni nacisk.

– Jeżeli mówimy o seniorach, nie można pominąć tematu zabezpieczenia ludziom starszym godnej emerytury. Jak Pan ocenia planowane przez obecny rząd zmiany w systemie emerytalnym? Myślę tu na przykład o pomyśle całkowitej likwidacji Otwartych Funduszy Emerytalnych.

– Po pierwsze, ten rok jest bardzo trudny dla seniorów, bo waloryzacja emerytur była najmniejsza od wielu lat. Przypomnę, że za naszych rządów przeznaczaliśmy na nią około 6-7 miliardów. Teraz jest to 2,5 miliarda. Na spotkaniach w województwie warmińsko- mazurskim usłyszałem od seniorów, że dostali rewaloryzację od około 4 do około 7 złotych brutto. Widać, że zabrakło tutaj szerszego myślenia w kontekście różnych programów socjalnych. Emerytów i rencistów pozostawiono samym sobie. Ze względu na obniżenie wieku emerytalnego wiele osób w październiku tego roku przejdzie na emeryturę. Do ZUS-u może jednorazowo trafić do 400 tysięcy osób. Będzie to ogromne obciążenie. Czeka nas kolejna pożyczka z budżetu państwa. Co do przyszłości OFE, w tej chwili nie znam żadnych konkretów. Były zapowiedzi ich likwidacji z Ministerstwa Pracy, później dementowane przez Ministerstwo. We wcześniejszych latach  dokonywano zmniejszenia składki na OFE i przenoszono pieniądze z obligacji Skarbu Państwa. Zupełnie czym innym jest sprzedaż akcji spółek, które są notowane na giełdzie. W tym wypadku chodzi o realne pieniądze. U rządzących może się więc pojawić pokusa  sięgnięcia po te środki. Szczególnie w odniesieniu do danych ekonomicznych, które mamy za ostatni rok. Wzrost długu publicznego o 95 miliardów złotych jest najwyższy w historii Polski. W tej chwili dług publiczny przekroczył już bilion złotych.  Stosunek długu do PKB to  ponad 50%. Zbliżamy się tym samym do granicy ostrożnościowej. Widać, że wiele decyzji zostało podjętych na kredyt i nie zdziwiłbym się, gdyby któregoś dnia rządzący zdecydowali się na zabranie pieniędzy z OFE. Osobiście nigdy nie byłem  zwolennikiem OFE. Uważam, że niepotrzebna była zmiana w 1999 roku, ponieważ wprowadziła destabilizację funduszy w ZUS-ie. Przez ostatnie dwie kadencje próbowaliśmy tę sytuację naprawić. Na razie nie widzę żadnego pomysłu ze strony rządu, który miałby stabilizować finanse ZUS-u, a tym samym zadbać o bezpieczeństwo naszych emerytur.

– Co jakiś czas wraca do dyskusji temat KRUS-u. Czy w 2017 roku  PSL ma już wypracowany pomysł zabezpieczenia emerytur dla rolników i osób, mieszkających na wsi?

– Mamy w tej sprawie jednoznaczne stanowisko. KRUS to swojego rodzaju inwestycja w główny sektor polskiej gospodarki.  Odrębne systemy zabezpieczenia emerytalnego rolników istnieją od połowy XIX wieku w takich państwach jak Francja, Niemcy a nawet Luxemburg. Wzorowaliśmy się na nich w 1990 roku, kiedy powstawała Kasa. Nie wszystkie kraje poszły tą drogą. Nie zrobiła tego na przykład Litwa i bardzo na tym straciła, bo rolnicy nie byli w stanie udźwignąć obciążeń tamtejszego ZUS-u i musieli korzystać z pomocy społecznej, co nigdy nie budowało kapitału, ani nie dawało zabezpieczenia emerytalnego. Trzeba zauważyć , że w KRUS-ie jest coraz mniej ubezpieczonych. Wzrasta liczba emerytów i rencistów, ale liczba ubezpieczonych spada. Warunki, na jakich się tam ubezpiecza są mniej korzystne niż w ZUS-ie. Myślę tutaj o ubezpieczeniu chorobowym, ale też o wysokości emerytury czy renty, którą się później otrzymuje. Osobny system jest potrzebny i mam nadzieję, że nie będzie dewastowany, chociaż wyprowadzanie orzecznictwa z KRUS-u może być początkiem jego likwidacji. My będziemy robić wszystko, aby zachować odrębny system zabezpieczenia społecznego dla rolników.

– Jak Pan ocenia zmiany, które zaszły na polskiej wsi  na przestrzeni ostatnich lat?

– Lansowane przez PiS hasło „Polska w ruinie” było nieprawdziwe i niesprawiedliwe głównie w odniesieniu do polskiej wsi. Jej obraz  jest zupełnie inny. Gdybyśmy porównali stan gospodarstw w roku 1989 a obecnie, widoczny jest wielki postęp. Część rolników stała się przedsiębiorcami. Na polską wieś trafiło bardzo dużo środków europejskich, które dobrze wykorzystano. Nie tylko na modernizację rolnictwa, ale i na rewitalizację wsi i rozwinięcie jej infrastruktury- z gimnazjami, domami kultury, ochotniczymi strażami pożarnymi, szkołami gospodyń wiejskich. Gdzieś nam to umknęło. Mam na myśli PSL. Musimy wyjść z narożnika pt. „Polska w ruinie”, bo ewidentnie widać, że to bzdura.

-Wspomniał Pan o zepchnięciu do narożnika. Dlaczego daliście się „wypchnąć ze wsi” Prawu i Sprawiedliwości? Przecież w dalszym ciągu jesteście zainteresowani  elektoratem wiejskim. Czyżby PiS lepiej formułował narrację do mieszkańców wsi?

– Po pierwsze, wynikało to z pewnego zmęczenia rządami tej samej formacji przez osiem lat. Chęć zmiany była większa niż jej potrzeba. To jest naturalne, nie tylko w Polsce, ale i w innych demokracjach, że im dłużej sprawuje się władzę, tym ta władza bardziej się zużywa. Po drugie, kiedy udawało nam się wprowadzać pewne zmiany, służące mieszkańcom wsi, jak np. 1000 zł na każde dziecko, nie potrafiliśmy o tym mówić. Szczególnie podczas debat przedwyborczych. PiS krytykował, przedstawiał swój program, a my nie potrafiliśmy  powiedzieć o tym, czego dokonaliśmy. Tę lekcję odrobiliśmy po żółtej kartce, którą otrzymaliśmy w wyborach. Jesteśmy przygotowani do debat i mamy dużo do zaproponowania dla obszarów wiejskich. PiS wykorzystało w jakiś sposób mieszkańców wsi. Dzięki nim wygrało wybory, a dziś o nich nie pamięta. Zmiany w oświacie i służbie zdrowia najbardziej mogą uderzyć właśnie w polską wieś. Gimnazja w miejscowościach gminnych były utworzone wielkim wysiłkiem samorządów. Dzieciaki z mniejszych miejscowości szybciej przechodziły do większych, lepiej wyposażonych szkół.

– Chciałbym, żeby Pan wyjaśnił czytelnikom, czy PSL chce nadal być tradycyjną partią polskiej wsi, czy ma zakusy sięgnięcia także po elektorat miejski. Widać na  przykład próby współpracy działaczek PSL-u z feministkami. Moim zdaniem, kłóci się to z wizerunkiem partii o ściśle skrystalizowanych, tradycyjnych poglądach.

– Ze statutu PSL-u wynika, że jest to partia o charakterze ogólnonarodowym. Oczywiście, naszym matecznikiem jest polska wieś, tam są korzenie Polskiego Stronnictwa Ludowego. Zawsze najważniejsze będą dla nas sprawy wsi i rolników, chociaż w tej chwili stanowią oni jedynie ok. 10% mieszkańców wsi. Myślę, że w związku z tym trafniejsze byłoby używanie nazwy miejscowość. Dążeniem ruchu ludowego od jego zarania było to, żeby , niezależnie od miejsca urodzenia, możliwości rozwojowe były podobne. I to się dzisiaj dzieje. Internet, edukacja, świadomość społeczna, komunikacja, infrastruktura dają szansę na wyrównywanie startu młodym ludziom na wsi i w mieście. Myślę, że elektorat miejski możemy pozyskać na przykład  przez nasze zachowania proekologiczne. Mamy do zaproponowania cały pakiet antysmogowy. Niezmienne i trwałe jest odwoływanie się przez nas do wartości chrześcijańskich.  Mamy jednocześnie nowoczesne podejście do spraw ekonomicznych. Swoją filozofię opieramy na rodzinnej firmie lub gospodarstwie rodzinnym.

– Po ostatnich wyborach samorządowych widać przemiany pokoleniowe w Polskim Stronnictwie Ludowym. Macie sporo ludzi młodych, którzy chcą żyć na wsi, a swoją karierę zawodową wiążą z pracą w samorządach. Czy Pan to potwierdza?

– Im bliżej ludzkich spraw, tym więcej jest PSL-u. Najwięcej jest nas na poziomie sołectwa, gminy, później powiatu i województwa. Trudniej jest nam się znaleźć w polityce parlamentarnej i musimy z tego wyciągnąć wnioski, jak przełożyć zaangażowanie naszych członków na poziomie gmin na wynik parlamentarny. Chyba najlepiej nam się pracuje tam, gdzie widać efekty tej pracy. Moim zdaniem, kontrola społeczna jest tu dużo bardziej skuteczna niż na poziomie centralnym. Wielu naszych członków woli pracę w samorządzie od zasiadania   w parlamencie. Jest tak w przypadku marszałka Adama Jarubasa, marszałka województwa świętokrzyskiego, Adama Struzika na Mazowszu, czy Zbigniewa Włodkowskiego na Warmii i Mazurach, który  wrócił do samorządu po latach , spędzonych w parlamencie i rządzie. Jego zdaniem prawdziwe życie polityczne jest w terenie. Praca samorządowca nie opiera  nie opiera się na kłótniach i sporach a na współdziałaniu. Samorządowcy PSL-u są lepsi we współdziałaniu  niż w paleniu mostów.

– Zaczęła się już kampania wyborcza do najbliższych wyborów samorządowych. Kto trafi na wasze listy? Czy mają szansę zaistnieć na nich wyłącznie członkowie partii?

– Warmia i Mazury są dobrym przykładem otwartości PSL-u na różne środowiska. Wszystko zaczęło się od bardzo otwartej postawy Stanisława Żelichowskiego, który na listy wyborcze wciągał także sympatyków PSL-u i niezależnych samorządowców. Pamiętam bardzo ważne wybory w Olsztynie, które w Polsce odbiły się szerokim echem, kiedy to kandydat PSL-u, Piotr Grzymowicz, został prezydentem, a przecie nie był wcześniej członkiem naszej partii. Dziś mamy prezydenta Elbląga, Witolda Wróblewskiego, który z dumą nosi złotą koniczynkę. Nasze listy są otwarte dla wszystkich, którzy podzielają prezentowane przez nas wartości. Bez tego nie ma mowy o współpracy. Otwarci jesteśmy na wszystkich tych, którzy zostaną wyrzuceni przez PiS z samorządów, szczególnie mam na myśli samorządowców niezależnych.  Mogłoby się tak zdarzyć, gdyby weszła w życie propozycja ograniczenia startowania Komitetów Obywatelskich, co jest kompletną bzdurą.

– Jak oceniacie pomysł ograniczenia kadencji wójtów, prezydentów i burmistrzów? Czy, gdyby wszedł w życie, mocno uderzyłby w PSL? Jesteście przecież najmocniejszą partią w samorządach.

– To nie jest rzecz niebezpieczna dla PSL-u. Jest to złe dla Małych Ojczyzn. Znowu dzieli się Polaków, wprowadza się zasady gry niezgodne z  fair play. Co gorsza, robi się to w niezgodności z konstytucją, ponieważ ogranicza się bierne prawo wyborcze. Wójt, który był wybierany na kilka kadencji tak jak Wojciech Dereszewski w Kurzętniku, poradzi sobie w wyborach do rady powiatu czy sejmiku i my, jako PSL, możemy nadal korzystać z jego doświadczenia. Widziałem jednak rozczarowanie mieszkańców Kurzętnika, ż nie będą mogli ocenić swojego wójta po dwóch kadencjach. Jestem przekonany, że w wielu miejscowościach będzie to zła zmiana, prowadząca do  dewastacji idei samorządności. Nasi rodacy, ten popularny Suweren, są dziś na tyle świadomi, że potrafią podziękować komuś, kto źle sprawuje swój urząd. Średnia ilość kadencji w Polsce, to dwie. W ostatnich wyborach zostało wymienionych 40% wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Na 28 państw, przebadanych przez Fundację Batorego, tylko w dwóch jest ograniczona kadencyjność- w Portugalii trzy razy po cztery lata i we Włoszech dwa razy po pięć lat. Wyborca polski potrafi dokonywać zmian, jeżeli są one potrzebne. Zacznijmy od tych, którzy są gorzej oceniani od samorządowców i wprowadźmy kadencyjność w parlamencie.

 

– W ostatnich wyborach samorządowych PSL odniósł sukces w województwie warmińsko-mazurskim. Czy uważa Pan, że istnieje możliwość powtórzenia tego wyniku?

– Każde wybory rządzą się swoimi prawami. Ostatnio , szczególnie na Warmii i Mazurach, nie było żadnej atrakcyjnej oferty po lewej stronie. Nie było już Samoobrony, która uzyskiwała dobre wyniki, ani SLD, dla którego był to tradycyjnie dobry okręg. Przyszło pierwsze rozczarowanie Platformą Obywatelską, ale jeszcze nie na poziomie czerwonej a żółtej kartki. Nigdy nie było tu zbyt dużego zainteresowania programem PiS-u. Wyborcom pozostał PSL. Moim zdaniem są to ogólnopolityczne przyczyny sukcesu PSL-u. Poza tym, tak jak wspomniałem, nasi członkowie byli widoczni w działaniu już na poziomie sołectw, gmin, czy powiatów. Załatwiali konkretne sprawy- chodniki, żłobki, przedszkola. Nie mówili o wielkiej polityce, a o codziennych sprawach naszych rodaków. Zrobimy wszystko, aby wynik wyborczy PSL-u w 2018 roku był jak najlepszy i dał nam nadal możliwość kreowania polityki lokalnej.

Władysław Kosiniak –Kamysz, Prezes PSL podczas konferencji prasowej

– Czy w związku z tym macie ofertę dla ludzi młodych, zarówno w mieście jak i na wsi?

– Powiem, co udało nam się zdziałać, bo pewnie niewiele osób to zauważyło, a dzisiaj przynosi efekty w postaci spadku bezrobocia. Mojego autorstwa jest program „Praca dla młodych”, na który zabezpieczyliśmy trzy miliardy złotych, polegający na  dofinansowaniu  przedsiębiorcy kwotą 25 tysięcy złotych za zatrudnienie młodej osoby do trzydziestego roku życia. Przyniosło to super efekt, szczególnie w 2016 roku. Drugi program powstał we współpracy z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Młodzi ludzie mogą uzyskać niskooprocentowaną pożyczkę do 70 tysięcy złotych na otwarcie własnego biznesu. Jest to  najniżej oprocentowana pożyczka na rynku. Może się o nią ubiegać także student ostatniego roku. Zamiast od razu po studiach pójść na bezrobocie, młody człowiek jeszcze w trakcie nauki może napisać swój biznesplan  i rozpocząć działalność, a pożyczkę spłacić w ciągu siedmiu lat. Uważam, że to duże wsparcie dla młodych. Dzisiejsi rządzący chwalą się spadkiem bezrobocia, ale nie jest to wyłącznie ich zasługa. Mam trochę niesmak, że nie potrafią zauważyć i docenić czyjegoś współdziałania. Dzisiaj trzeba także wspierać przedsiębiorców, bo mają coraz większy problem z pozyskaniem pracowników. Mamy konkretną propozycję dla sektora – rolnictwo, ogrodnictwo, leśnictwo. Piszemy już ustawę i chcielibyśmy, aby została jak najszybciej zaprezentowana w parlamencie. Przyjeżdżają do mnie rolnicy, którzy skarżą się, że nie są w stanie znaleźć osób chętnych do pracy.  Zawarcie z pracownikiem normalnej umowy o pracę powoduje, że  produkcja staje się nieopłacalna. Niektórym rolnikom  nie opłaca się na przykład zbiór truskawek. Zbierający truskawki mają z kolei coraz wyższe wymagania płacowe, co zresztą wcale nie dziwi. Proponujemy umowę na pracę sezonową, z ryczałtową składką na ubezpieczenie wypadkowe i zdrowotne na poziomie 10 %, ze słabszym zabezpieczeniem emerytalnym. Większość obecnych pracowników sezonowych pracuje całkowicie na czarno i nie ma nawet ubezpieczenia wypadkowego, a w rolnictwie wciąż jest bardzo dużo wypadków.  Boję się tego, co planuje rząd, czyli wprowadzenia pełnych stawek ubezpieczenia dla studentów. Dzisiaj od studenta płaci się tylko ubezpieczenie wypadkowe na umowie- zleceniu, stąd atrakcyjność młodego pracownika na rynku pracy. Jeśli to się zmieni, ucierpią i pracodawcy i studenci, bo stracą szansę dorobienia. Duża część z nich studiuje zaocznie. Elastyczność i ochrona rynku pracy zawsze muszą iść w równowadze. Proponujemy kilka rozwiązań. Nasz ostatni projekt- „Godzina dla rodziny” ma zachęcić, głównie kobiety, do powrotu na rynek pracy. Proponujemy o godzinę skrócić czas pracy dla rodziców, odwożących dzieci do szkoły. Może warto byłoby dofinansować połowę etatu. Zrobiły to kiedyś kraje Beneluxu . Mama po urlopie macierzyńskim wraca do pracy, ale nie na 8 a na 4 godziny. Marzy mi się modyfikacja programu 500+. Matka dostałaby na dziecko nie 500 a 1000 złotych pod warunkiem powrotu do pracy na pół etatu.

– Bezsprzecznie jesteście partią opozycyjną, ale nie jest to opozycja totalna. Czy jest to kwestia pewnego stylu prowadzenia polityki, czy strategii?

– Tradycyjne miejsce ruchu ludowego to centrum. Jeżeli rządzący proponują dobre rozwiązania, jak na przykład 500+, czy minimalną stawkę godzinową, nie ma powodu, żeby ich nie poprzeć. Trzeba piętnować niemądre pomysły, tak jak przed chwilą zrobiłem, kiedy mówiliśmy o samorządzie.  Nie jesteśmy zacietrzewieni. Nie mówimy „nie”, bo „nie”. Wolę powiedzieć „tak, ale..”. Szkoda tylko, że pośród rządzących dzisiaj, nie ma chęci do budowania wspólnego poparcia wokół różnych projektów. Postępują zgodnie z doktryną „mamy większość, możemy wszystko”. Większość, przyjmując uwagi i poprawki do swoich projektów, może naprawdę dużo zyskać. Żałuję , że w programie 500+ nie przyjęto przedstawionej przez PSL zasady „złotówka za złotówkę”. Polegałaby ona na tym, że, w wypadku przekroczenia o pewną kwotę progu dochodowego, zostałaby ona odjęta od pięciuset złotych. Jeżeli byłoby to 7 zł, rodzina dostałaby  493 złote.

– Czego, Pana zdaniem, potrzebują Polacy w 2017 roku? Jakie są oczekiwania społeczne po dwóch latach rządów PiS-u?

– Moim zdaniem, normalności. Najbardziej dzisiaj brakuje takiej tradycyjnej życzliwości jednego człowieka do drugiego. Za dużo jest podziałów społecznych. Myślę, że wiele osób tęskni za tzw. świętym spokojem. Ciągle jesteśmy epatowani sprawami mniej ważnymi. Przeżywamy perypetie pana Misiewicza, chociaż w aspekcie funkcjonowania państwa , narodu, rozwoju gospodarczego, edukacji, jest to kompletnie nieważne.

– Z czego wynika chęć marginalizowania i spychania do narożnika opozycji przez stronę aktualnie rządzącą? Nie chodzi tu tylko o obecną sytuację. Mam wrażenie, że w naszym kraju jest to ogólnie panujący trend.

– Tak. I myślę, że to się pogłębia.  Zgadzam się, że nie jest to efekt tylko tych ostatnich dwóch lat. Dwadzieścia lat temu Sejm był bardzo różnorodny. Była i mocna lewica, centrum i formacje prawicowe. Sejm mimo to potrafił uchwalić konstytucję i naród przyjął ją w referendum. Czy dzisiaj byłoby to możliwe? Boje się, że nie. Nie ma możliwości porozumienia. Za dużo jest w Polsce ortodoksyjnych zachowań. Gdyby dzisiaj jedna partia miała większość konstytucyjną, uchwaliłaby konstytucję dla siebie, nie bacząc na to, czego oczekiwałaby druga strona. Mam nadzieję, że dożyję takich czasów, że pojawią się tematy, które będą łączyć a nie dzielić Polaków. Myślę, że polskiej polityce, polskim obyczajom politycznym potrzebny jest jakiś reset.

– Czy, Pana zdaniem, Polska powinna wejść do strefy euro? Proszę powiedzieć, jakie czynniki będą miały wpływ na rozwój Polski w najbliższych latach?

– Po pierwsze, nasza pozycja na arenie europejskiej. Jest to główna determinanta rozwoju Polski. Od tego będzie zależeć, jakie będą środki od Unii Europejskiej po 2020 roku. Obecnie Polska głównie protestuje, a nie współpracuje w tworzeniu nowych rozwiązań na poziomie europejskim. Tracimy sojuszników. Straciliśmy, moim zdaniem na wiele lat, sojusznika w postaci Francji, który wsparłby nas w obronie  wspólnej polityki rolnej. Tak naprawdę nie mamy pewności, że po 2020 roku będzie jeszcze wspólna polityka rolna i dopłaty a było to dla nas niezwykle ważne przy wchodzeniu do Unii Europejskiej. Niemcy i Francja kilkanaście lat po wojnie założyły Europejską Wspólnotę Węgla i Stali nie dlatego, że pałały do siebie wielką miłością. Wspólne interesy gospodarcze zapobiegają konfliktom, także zbrojnym. Brexit osłabia bezpieczeństwo europejskie.

Dzisiaj nie ma możliwości wprowadzenia euro w Polsce i nie trzeba tego robić. Możliwość decydowania  o swojej walucie uratowała nas w czasie kryzysu. Róbmy natomiast wszystko, aby spełniać warunki, które umożliwią wejście do strefy euro i wtedy podejmijmy świadomą decyzję. Musimy osiągnąć poziom rozwoju innych państw europejskich. Ja bym nie rzucał tak jak Donald Tusk słów na wiatr, że za trzy lub cztery lata wejdziemy do strefy euro. Nie było wówczas ku temu odpowiednich przesłanek. Oczywiście, Tusk powiedział to w momencie, kiedy jeszcze nie wiedział o kryzysie, ale w najbliższej dekadzie raczej nie ma szans na przyjęcie euro. Szwecja, która jest silną gospodarką, jest wciąż poza strefą euro i nie chce do niej przystąpić. Moim marzeniem jest to, żeby Polska miała komfort wyboru- możemy wejść do strefy euro, bo spełniamy wszystkie wymagania, ale nie musimy, bo zależy to tylko od naszej decyzji.

– Czy Polsce jest potrzebna Europa z jej wszystkimi obecnymi problemami, na przykład z falą imigracji?

– Polsce jest potrzebna Europa a Europie Polska. To są naczynia połączone. Niedawno obchodziliśmy dwunastą rocznicę śmierci Jana Pawła II. Nie bez przyczyny mówił on o dwóch płucach Europy- tym na zachodzie i tym na wschodzie. Żeby „organizm” dobrze funkcjonował, muszą funkcjonować wspólnie. Naszym marzeniem było życie w zjednoczonej Europie.  Wynikało to nie tylko z aspiracji ekonomicznych. Trudno byłoby wytłumaczyć młodym ludziom, że będą musieli mieć wizę, żeby wyjechać do naszych sąsiadów. Nie będzie już tak łatwo wyjechać na wakacje czy na studia. Jesteśmy Europejczykami i Polakom bardzo się to podoba. Ważne jest nie tylko poczucie bezpieczeństwa, płynące z przynależności do wspólnoty, ale także współudział w rozwoju kulturalnym i intelektualnym.  Możemy mieć wspaniałą wymianę gospodarczą z Chinami, za czym się zresztą opowiadam, ale  geograficznie, historycznie, kulturowo jesteśmy sobie obcy. Nie ma alternatywy dla Polski i lepszego  sojuszu niż z Unią Europejską pomimo takich jej wad jak zagubienie się w priorytetach, zatracanie wartości, przerost administracji i biurokracja, która zżera możliwości rozwojowe. Unię Europejską trzeba zmieniać, ale nie wolno jej dewastować.

– W jaki sposób Polska i Polacy mogą sobie zapewnić wpływ na sprawy europejskie?

– Po pierwsze, musimy być poważnym członkiem Unii Europejskiej. Po drugie, trzeba przyjąć zasadę- dyskusja i decyzja na forum krajowym, działanie na arenie międzynarodowej. Muszą to zaakceptować wszystkie strony polityczne. Fatalnie się dzieje, że ośmieszamy się w Europie przez wojnę polsko- polską. W konsekwencji rzutuje to na naszą wiarygodność. Jak można nas potraktować jako wiarygodnego partnera, jeśli przez kilka miesięcy rząd nie informuje o tym, że będzie mieć swojego kandydata na urząd Przewodniczącego Rady Europejskiej? Robi to wówczas, kiedy de facto dokonano wszystkich uzgodnień. W polityce międzynarodowej stabilność i wiarygodność są bardzo ważne. Wiele z tego w ostatnich tygodniach utraciliśmy. Nikt nie bierze poważnie państwa, którego minister obrony narodowej mówi o swoim sojuszniku- Francji, że sprzedaje okręty Mistral dla Rosji przez Egipt za dwa dolary. Jeżeli brakuje zaufania między państwami, dochodzi do zerwania różnych struktur, w których funkcjonują. Polska straciła zaufanie innych państw i to jest dzisiaj nasz największy problem.

Korzystając z okazji, składam wszystkim Czytelnikom Gazety Warmińskiej najserdeczniejsze życzenia z okazji nadchodzących Świąt Wielkanocnych. Życzę Państwu dobrych spotkań przy świątecznym stole, w atmosferze budowania wspólnoty, której tak bardzo dziś nam brakuje. Te święta są symbolem odradzającego się życia i nadziei. Życzę wszystkim  nadziei, czy to w życiu osobistym, czy społecznym. Niech przy stole wielkanocnym obecna będzie nadzieja na lepsze jutro.

Dariusz Gołębiowski

 

BRAK KOMENTARZY