Już w poniedziałek 8 kwietnia ma rozpocząć się strajk nauczycieli. Podczas dzisiejszych rozmów związkowcy nie doszli do porozumienia z przedstawicielami rządu.
Główne postulaty były takie, że podwyżka ma wynieść 1000 złotych do wynagrodzenia zasadniczego. Następnie jednak związkowcy trochę oczekiwania uszczuplili, domagając się 30-proc. wzrostu wynagrodzenia w roku 2019. 15 procent od 1 stycznia i 15 procent od 1 września.
Co na to rząd? Przedstawiono dzisiaj propozycje odnośnie tego, że pensum może zostać zwiększone, a wraz z nim wzrośnie wynagrodzenie. Gdy pensum zostałoby zwiększone do 22 godzin to: w 2020 roku nauczycielska pensja wyniosłaby 6128 złotych, 2021 roku – 6653 złotych, w 2022 roku – 7179 złotych, a w 2023 roku – 7704 złotych. Propozycja rządu dla nauczyciela dyplomowanego w wariancie pensum 24 godzin to: w 2020 roku – 6335 złotych, 2021 roku – 7434 złotych, 2022 roku – 7800 złotych, a w 2023 roku – 8100 złotych.
Związek Nauczycielstwa Polskiego jednak na takie propozycje nie zamierza przystać, a to sprawia, że strajk, który ma rozpocząć się 8 kwietnia jest praktycznie pewny. Jednak oficjalnie nie ma jeszcze list z danymi osób, które wezmą udział w tym strajku.
– Nie mamy list, ponieważ nie ma prawnego obowiązku, żeby już takie listy tworzyć. Możliwe jednak, że na bazie porozumienia w poszczególnej szkole, pomiędzy komitetem strajkowym, a dyrektorem, takie listy się mogły pojawić. Dopiero w poniedziałek powinniśmy mieć większą wiedzę na ten temat – powiedział Janusz Koziński, prezes warmińsko-mazurskiego ZNP.
Nie ma obecnie również pewności, że jak rodzice przyprowadzą dziecko w poniedziałek do szkoły czy przedszkola, to będą tam zajęcia- Takiej pewności nie ma, ale wydaje mi się, że większość dyrektorów, dla swojego bezpieczeństwa informowała rodziców, że odbędzie się strajk i sugerowała, żeby w tym dniu, dzieci nie przyprowadzać – dodał Janusz Koziński.
Ostatnim dniem, w którym mogą odbyć się negocjacje, ma być niedziela.
