Sprawa zabójstwa młodej kobiety sprzed 24 lat

0
962

W ostatnich dniach wyłowiono z Jeziora Dywickiego zwłoki Joanny W., która została zamordowana 24 lata temu. Przypomnimy, jak doszło do zabójstwa i jak przebiegał proces.

Sąd Okręgowy w Olsztynie w dniu 9 listopada 2006 wydał wyrok w sprawie o sygn. akt II K 243/05, w którym uznał Marka W. za winnego popełnienia m.in. zbrodni zabójstwa swojej żony Joanny W. w mieszkaniu przy ul. Partyzantów w Olsztynie w dniach pomiędzy 13 – 16 września 1996 r. i skazał go za to na karę łączną 15 lat pozbawienia wolności.

Tym samym wyrokiem na karę łączną 2 lat pozbawienia wolności został skazany brat Marka W. – Arkadiusz W., który odpowiadał m.in. za to, że we wrześniu 1996 r. w Olsztynie i Dywitach utrudniał postępowanie karne pomagając sprawcy przestępstwa zabójstwa Joanny W. uniknąć odpowiedzialności karnej, zacierając ślady przestępstwa przez przewiezienie i utopienie zwłok tej kobiety w Jeziorze Dywickim.

Sąd Okręgowy w Olsztynie ustalił, że Marek W. poznał Joannę G. – swoją przyszłą żonę i ofiarę – na dyskotece w Dywitach na początku maja w 1996 r. Związek pomiędzy Joanną G. a Markiem W., od momentu poznania, bardzo szybko się rozwijał. Zaczęli spotykać się i wkrótce planować zawarcie małżeństwa – już w dniu 24 czerwca 1996r. doszło do zaręczyn. Po zaręczynach Joanna G. zamieszkała z Markiem W. w domu jego rodziców w Dywitach, a następnie przeprowadzili się do wynajętego mieszkania przy ul. Partyzantów w Olsztynie. Ślub odbył się w dniu 24 sierpnia 1996 r. Joanna G. przybrała nazwisko męża.

Dzień po weselu Joanna W. poskarżyła się swojej matce, że w nocy doszło do awantury z Markiem W., w czasie której jej mąż zadawał jej uderzenia ręką, a nawet dusił ją za szyję oraz groził jej pozbawieniem życia przystawiając do jej szyi nóż. Mówiła też matce, że małżeństwo z Markiem W. jest nieporozumieniem i że musi „unieważnić” ten związek. Już po zawarciu związku małżeńskiego Joanna W. spotkała się kilka razy z Andrzejem M. — swoim poprzednim chłopakiem, z którym widziała się m.in. w klubie, gdzie ten ówcześnie pracował jako ochroniarz.

Po wizycie w szpitalu u chorej matki w dniu 13 września 1996 r. Joanna W. wróciła do mieszkania przy ul. Partyzantów. Następnie pomiędzy 13 a 16 września 1996 r. Joanna W. wychodziła z mieszkania i nie nocowała w nim przynajmniej jedną noc. Z tego powodu, we wspomnianym okresie i w tym mieszkaniu doszło do kłótni pomiędzy nią a Markiem W. W czasie kłótni Joanna W., na pytanie męża, gdzie spędzała noc, prowokacyjnie powiedziała, że nie powinno go to obchodzić oraz że była u swojego byłego chłopaka Andrzeja M. W czasie kłótni zarzucała również mężowi, że jest kiepskim kochankiem i nie zaspokaja jej seksualnie. Doszło wówczas pomiędzy małżonkami do szarpaniny, w trakcie której oskarżony przewrócił swoją żonę na wersalkę w pokoju i dusił oburącz za szyję z bezpośrednim zamiarem zabójstwa tak długo, aż przestała dawać jakiekolwiek oznaki życia. Zanim to nastąpiło broniła się, drapiąc mocno oskarżonego paznokciami po szyi.

Kiedy Marek W. stwierdził, że jego żona nie żyje, wystraszył się tego, co zrobił. Próbował nawet udzielić pomocy żonie, lecz kiedy zorientował się, że nie przynosi to żadnego efektu, w obawie przed konsekwencjami swojego czynu ukrył jej ciało w pojemniku na pościel wersalki i posprzątał starannie mieszkanie.

Następnie Marek W. udał się do domu swoich rodziców w Dywitach, gdzie o zabójstwie żony poinformował swego brata Arkadiusza W. Obaj bracia wspólnie ustalili, że zwłoki trzeba zabrać z mieszkania i ukryć. Wspólnie uznali, że najlepiej będzie zatopić zwłoki w pobliskim jeziorze Dywickim. Marek W. sam zajął się przewiezieniem pożyczonym samochodem zwłok z mieszkania przy ul. Partyzantów do Dywit. Następnie wspólnie z Arkadiuszem W. przepakowali zwłoki do dużego, zapinanego na suwak worka. Worek ze zwłokami obciążyli złomem o małych gabarytach oraz cegłami i owinęli sznurkiem do wieszania bielizny. W dalszej kolejności obaj bracia zapakowali worek ze zwłokami do bagażnika należącego do ich rodziców samochodu i pojechali nad jezioro Dywickie. Marek W. umieścił zwłoki w pontonie, po czym odpłynął w kierunku środka jeziora, gdzie je zatopił. Po tym wszystkim obaj bracia udali się do baru w Dywitach.

Policyjne poszukiwania Joanny W. nie przyniosły pożądanego efektu, a przez kolejne 7 lat jej mąż pozostawał bezkarny. Marek W. już pięć miesięcy od „zaginięcia” Joanny W. poznał i związał się z Emilią F., z którą następnie pozostawał w konkubinacie aż do chwili aresztowania. Ze związku tego mają dwoje dzieci. Zamieszkiwali razem na posesji rodziców w Dywitach. Stosunki panujące w rodzinie oskarżonego ulegały od tego czasu stopniowemu pogorszeniu, dlatego we wrześniu 2003 r. Marek W. przeniósł się wraz z konkubiną i dziećmi do wynajętego mieszkania w Olsztynie.

Zawiadomienie o popełnieniu przez Marka W. przestępstwa zabójstwa żony Joanny W. złożone zostało na policji przez jego konkubinę Emilię F., która posiadała na ten temat wiadomości od samego Marka W. O popełnieniu przez Marka W. tego przestępstwa informowała również policję matka oskarżonego Elżbieta W. Jednak wobec faktu, że zarówno Elżbieta W. jako matka braci W. i Emilia F. jako konkubina Marka W. skorzystały z przysługującego im prawa odmowy złożenia zeznań w sprawie, bliższej treści tych zawiadomień, stanowiących w istocie zeznania, nie można odtworzyć.

Marek W. i jego brat Arkadiusz zostali zatrzymani w dniu 17 września 2003 r.

Marek W. w toku postępowania przygotowawczego przyznał się początkowo do popełnienia zarzuconego mu przestępstwa zabójstwa Joanny W. i złożył na tę okoliczność wyjaśnienia szczegółowo odtwarzając przebieg całego zdarzenia. Wyjaśnił m.in., że feralnego dnia w wynajmowanym przez nich mieszkaniu pomiędzy nim a żoną doszło do kłótni, w trakcie której Joanna W. zaczęła go upokarzać. W rezultacie Marek W. wpadł w szał i udusił swoją żonę, choć jak zapewniał nie miał zamiaru jej zabić.

W dalszym toku śledztwa Marek W. odwołał swoje wyjaśnienia, w których przyznał się do zabójstwa, podając, że zostały na nim wymuszone przez funkcjonariuszy policji, którzy bili go i straszyli.

Podjęte kilkanaście lat temu na Jeziorze Dywickim specjalistyczne poszukiwania nie przyniosły rezultatu w postaci odnalezienia chociażby fragmentu zwłok pokrzywdzonej. Jednak Sąd Okręgowy, dokonując analizy przedmiotowej sprawy w oparciu o zgromadzony w sprawie materiał dowodowy, ustalił, iż Joanna W. nie żyje, sprawcą jej śmierci jest Marek W. i że została ona zabita w okolicznościach, które zostały ujęte w zarzucie.

W toku postępowania przygotowawczego oskarżonego Marka W. poddano badaniom psychiatrycznym, które doprowadziły do stwierdzenia, że nie ujawnia on objawów choroby psychicznej, czy niedorozwoju umysłowego, biegli rozpoznali u niego nieprawidłową osobowość, niedostatek uczuciowości wyższej, zaburzenia w sferze emocji oraz woli, obniżony wgląd we własną osobowość, obniżony krytycyzm, postawę aspołeczną, doraźne zaspokajanie swoich potrzeb nie zważając na konsekwencje. W czasie czynów, o których popełnienie został oskarżony, Marek W. miał w pełni zachowaną zdolność rozpoznania ich znaczenia i pokierowania swoim postępowaniem. Biegły psycholog stwierdził u Marka W. sprawność umysłową w granicach normy. Jak wynikało z opinii dysponował on sprawną pamięcią, dobrym intelektem, dość wysoką inteligencją oraz sprawną funkcją postrzegania.

Marek W. przed dokonaniem zabójstwa Joanny W. nigdy wcześniej nie był karany, co przy wymierzaniu mu kary Sąd wziął pod uwagę jako okoliczność łagodzącą.

Marek W. skończył odbywać karę we wrześniu 2018 r.

BRAK KOMENTARZY